Dziennik fanaberia, 09 cze 22

Rób km to będzie lepiej. Od 7 do 10 wystarczy. Zainstaluj krokomierz. To i waga będzie lecieć.  

Dobrze mówisz, mi to starcza. 

To co poleciła mi dietetyczka na początek to zwiększenie aktywności pozatreningowej. Rób 10 tys kroków dzień je, wybierz schody zamiast windy, do sklepu idź na nogach zamiast jechać autem jeśli jest w miarę blisko. Przy rozmowie telefonicznej podreptaj zamiast siedzieć! I jakoś to w końcu ruszy 😁  

sama sobie odpowiedziałaś w pytaniu... 

Czytałam, że jeżeli w weekend luzujemy dietę i podwyższamy deficyt dzienny to deficyt tygodniowy musi się zgadzać. tzn jak wiesz, że w sobotę wypijesz lampkę wina i zjesz więcej kalorii to w piątek jesz mniej niż zwykle. No i ruch jest bardzo ważny.. 

Hej, jest wiele czynników które mogą wpływać na tą sytuację. Pytanie czy masz dobrze policzony limit kalorii, czy deficyt kaloryczny jest wystarczający. Ponadto zwróć uwagę na to ile pijesz wody w ciągu dnia, to też istotne. Nie bez znaczenia jest też to co jesz. Same kalorie to nie wszystko. Napewno sytuacji nie poprawia fakt że sobie folgujesz w weekendy, odstępstwo od limitu raz na jakiś czas to nie tragedia, ale kiedy jest zbyt częste to efekty będą widoczne na wadze. Mimo wszytko trzymam kciuki żeby Ci się udało. 🙂 

regularny trening cardio, czyli umiarkowany inesywnosc wydłużona w czasie, wszystko powyżej 45 min. czyli spacery, rower. pilnowanie oprócz kcal ilosci potrzebnego białka w diecie, zwiększ ilość spożywanych warzyw. 

Najwidoczniej w weekendy nadrabiasz to co zrobiłaś w tygodniu. Nic dziwnego ze waga nie chce drgać  

Mniej żreć i więcej się ruszać 😜A tak bardziej poważnie, znam Twój ból. Tracę po 100-200gram tygodniowo. Ale najgorsze co można zrobić to po prostu się poddać. Pilnować limitu kalorii, jeżeli pozwalasz sobie na słodycze, to tylko w ramach limitu kalorycznego i lepiej zjeść codziennie kawałek czekolady lub ciastko niż napchać się w weekend paczką chipsów i butelką coli. I korzystaj z infrastruktury - schody zamiast windy, spacery z psem, jazda do pracy rowerem itp. I miej w lodówce coś na wieczorne napady głodu - arbuza, truskawki, jabłka - przekąski, które Cię zapchają, ale nie będziesz miała po nich moralniaka 😉 

Trzeba być bardzo cierpliwym. Ja mam czasem takie tygodnie że waga prawie nic się nie rusza a potem nagle kilogram lub pół w dół. Nie wiem od czego to zależy. Dzielnie walczę od 4,5 miesiąca i się nie poddaję mimo, że czasem nie jestem zadowolona z rezultatów.  

Zejdź 10% poniżej swojego GDA, jedz mniej węglowodanów, a więcej białka i ruszaj się!